27. Niedziela zwykła

6 października 2013

Wiele razy uczniowie, przebywając z Jezusem, słyszeli, jak Mistrz wychwalał wiarę tych, którzy prosili Go o uzdrowienie. Teraz, kiedy sami otrzymali zadanie, aby iść i głosić Ewangelię, odczuwają w swoim sercu bolesną dysproporcję pomiędzy otrzymanym posłannictwem a własną wiarą, która – jak czują – jest mała. Dlatego z ich serca wydobywa się wołanie: „Dodaj nam wiary!”. Odpowiedź Jezusa jest zaskakująca: ani uczniów nie umacnia, ani nie pociesza. Przeciwnie, Jezus sięga po hiperbolę, która – jak się wydaje – otwiera przed uczniami nową, jeszcze głębszą przepaść. Wystarczyłby mały okruch wiary, prawie niewidoczny, jak ziarnko gorczycy – słyszą – aby móc dokonać nawet najtrudniejszej rzeczy. Na przykład – dzięki jednemu słowu – wyrwać drzewo morwy, którego korzenie, głęboko rozgałęzione, bardzo mocno osadzają je w glebie. Drugi fragment dzisiejszej Ewangelii jest podobnie zaskakujący, wywołuje więc jak uprzednio niepokój w sercach uczniów. Jezus wychodzi od oczywistości: człowiek mający władzę nie ma żadnych zobowiązań względem sługi, który wiernie wypełnia wszystkie jego polecenia. Ale nie należy traktować tych słów jako jednego z punktów programu społecznego. Nie mają one takiego charakteru, nie dotyczą relacji sługa – pan. Słowa Jezusa stanowią jedynie bardzo prosty obraz zaczerpnięty z codziennego życia. Kiedy więc Jezus prosi, kiedy domaga się, to właśnie należy odpowiedzieć postawą głębokiej pokory, będącej znakiem oderwania od siebie, dystansu wobec swej osoby. Tę prawdę chce zaszczepić w sercach uczniów, gdy odwołuje się do tego obrazu z życia. Tylko w ten sposób uczeń może przygotować przestrzeń dla wszechmocy Boga.