ŚWIĘTY ANDRZEJ BOBOLA

NIESTRUDZONY WYZNAWCA CHRYSTUSA

Św. Andrzej Bobola jest bez wątpienia jednym z najbardziej znanych i kochanych polskich Świętych. Jego wspaniała działalność apostolska, zdumiewające świadectwo życia zakonnego, umiłowanie Kościoła i ludzkich dusz, troska o duchowe dobro Kościoła, jego zaangażowanie na polu jedności Kościoła, a zwłaszcza bohaterska śmierć napełnia nas podziwem. Ten gorliwy, pełen zapału do pracy duszpasterskiej duchowny dał się poznać jako wspaniały kaznodzieja, spowiednik, misjonarz ludowy, nazwany także „duszochwatem”. Szczególne miejsce w pobożności Świętego zajmowała Matka Najświętsza, której kult szerzył poprzez Sodalicję Mariańską. Wiele czasu poświęcał na spotkanie z Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie. To największy męczennik Kościoła – powiedział o nim papież Pius IX.

1. ŻYCIE I DZIAŁALNOŚĆ

1.1. Św. Andrzej Bobola ze Strachociny?

Andrzej Bobola jest świętym, o którym nie mamy pewnych wiadomości dotyczących miejsca i daty jego urodzenia, a także o jego rodzicach. Wiele cennych dokumen­tów, jak na przykład metryki, zaginęło bezpo­wrotnie w zawieruchach wojennych, nawiedzają­cych tak często Polskę w owych czasach. Zresztą dla ludzi tamtych czasów wystar­czały ogólnikowe określenia; że ktoś jest Mało­polaninem, Wielkopolaninem, Prusakiem, Litwi­nem itp. Źródłem informacji o Andrzeju Boboli są dla nas zachowane katalogi jezuickie. Ale i w nich nie znajdziemy dokładnej daty urodzin św. Andrzeja Boboli, bo takich dokładnych da­nych katalogi nie podawały, ograniczając się je­dynie do informacji, że ktoś ma na przykład 30 lat. Możemy się tylko z nich dowiedzieć, że An­drzej Bobola urodził się w 1591 roku między sierpniem a grudniem. Ponieważ Bobolowie dali synowi na imię Andrzej, możemy przeto zakładać, że urodził się on w dniu 30 listopada – w którym przypada uroczystość św. Andrzeja Apostoła.

Duże trudności przedstawia także ustalenie miejsca urodzenia świętego. Wiele jednak wskazu­je na to, że Andrzej Bobola urodził się w Strachocinie koło Sanoka. Ale, czy na pewno? Pytanie to wydaje się bardzo sensowne dla tych, którzy choć trochę znają postać św. Andrzeja Boboli. Przecież przez wiele wieków Święty z parafią Strachocina nie miał nic wspólnego i nie było tutaj jego kultu. Kult św. Andrzeja w parafii Strachocina jest wydarzeniem lat osiemdziesiątych naszego stulecia, a pochodzenie Świętego ze Strachociny, dla niektórych historyków w Polsce poddawane w jest w wątpliwość.

Historia Strachociny jest ściśle związana z przeszłością Ziemi Sanockiej. W ciągu wieków staje się terenem zaciętych walk. Przez tę ziemię przeciągają swoi i obcy, Polacy, Węgrzy, hordy tatarskie. Akt fundacyjny Kazimierza Wielkiego pochodzi z dnia 10 maja 1369 roku. Kto przyniósł światło wiary Chrystusowej na te tereny, dokładnie nie wiemy. Parafia powstała w 1390 roku. Fryderyk z Miśni, dziedzic Jaćmierza i Pakosz z Pakoszówki uposażają kościół parafialny pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Pierwszy kościół został spalony w 1438 roku. Wzniesiony następny kościół w 1523 roku, został spalony 1624 roku przez Tatarów. Po nim wybudowano następny, który rozebrano w 1900, gdy wymurowano z cegły nowy kościół, konsekrowany w 1903 roku.

 

 

 

1. Kościół parafialny w Strachocinie

Powracając do postawionego pytania zaznaczam, że pierwszym człowiekiem który zwrócił uwagę na pochodzenie św. Andrzeja Boboli ze Strachociny k/ Sanoka jest ks. Jan Poplatek, jezuita. W książce: Błogosławiony Andrzej Bobola Towarzystwa Jezusowego. Życie-męczeństwo i kult wydanej w 1936 roku wyraża opinię, że Andrzej Bobola urodził się w Strachocinie.

2. Chrzcielnica z XV wieku

Rodzi się więc pytanie: dlaczego dopiero XX wieku pochodzenie św. Andrzeja wiąże się ze Strachociną? Dlaczego wcześniej pochodzenie Świętego łączono z ziemią sandomierską czy w pewnym okresie z Mazowszem? Odpowiedź nie należy do łatwych. Sam św. Andrzej w żadnym z dotychczas znanych dokumentów nie napisał, gdzie się urodził. W podaniu do zakonu podpisał się – Andrzej Bobola Małopolanin.

Ks. Poplatek oparł swoje twierdzenie o pochodzeniu św. Andrzeja ze Strachociny na podstawie dokumentów mówiących o tym, że Strachocina była własnością rodziców św. Andrzeja i tutaj jego rodzice mieszkali. W 33 lata po urodzeniu Andrzeja musieli wyjechać ze Strachociny z powodu najazdu Tatarów, którzy w 1624 r. całkowicie zniszczyli wioskę. Wtedy spalony został kościół, wraz z plebanią spłonął ówczesny proboszcz, a z ludzi uratowali się tylko ci, którzy znaleźli schronienie w pobliskich lasach. O pobycie szlachty Bobolów w Strachocinie mówią też dokumenty zachowane w naszym archiwum archidiecezjalnym w Przemyślu. Spory toczone pomiędzy szlachcicem Bobolą, a plebanem strachocińskim stanowią ważny dodatek do kultu św. Andrzeja Boboli w Strachocinie.

Ks. Mirosław Paciuszkiewicz w książce Znów o sobie przypomniał św. Andrzej w Strachocinie pisze : Po ukazaniu się dzieła ks. Jana Poplatka już chyba nie powtarzano twierdzenia, że Andrzej Bobola urodził się w Pińsku czy Pułtusku. Zdecydowanie zaczęła się utrwalać opinia, że miejscem urodzenia jest Strachocina. Tę nazwę znany biograf wymienia dwadzieścia pięć razy. W innym miejscu napisze: Odpadają także okolice Sandomierza. Wyraźne ślady prowadzą do Strachociny. Współczesne publikacje jezuickie mówiące o św. Andrzeja Boboli, jednoznacznie opowiadają się za Strachociną, jako miejscu urodzenia.

Zaznaczyć należy, że w Strachocinie niedaleko kościoła od niepamiętnych czasów, jedno ze wzgórz nazywa się, Bobolówka. Na wzgórzu tym znajduje się tzw. <resztówka> pozostałość po dworku. Wzgórze to zdobią kilkuwieczne dęby w liczbie około 40.

3. Bobolówka

1.2. Bobolowie w Strachocinie

Parafia Strachocina leży w województwie podkarpackim w powiecie sanockim. Pod względem administracji kościelnej należy do archidiecezji przemyskiej i dekanatu jaćmierskiego. Strachocina przeszła w ręce Bobolów na początku XVI w. Pierwszym z rodu dzierżawcą wsi był najprawdopodobniej Jan. Pisze o nim Kacper Niesiecki: Jan Bobola u królów polskich Wojciecha i Aleksandra w wielkich respektach, w zasługach swoich wziął od nich na Podgórzu pewne dobra. Z czasów Jana Boboli zachowało się kilka dokumentów dotyczących Strachociny. Z roku 1529 pochodzą wiadomości o sporze granicznym Jana Boboli z dziedzicem Górek. W tym właśnie roku król Zygmunt Stary mianował Klemensa z Kamieńca (kasztelana sanockiego), Mikołaja Bala (podkomorzego sanockiego) i innych komisarzy do przeprowadzenia granic między dobrami Strachocina, Górki i Szczyrczkowa Wola (dziś Wola Górecka). Z roku 1523 pochodzi dokument, wystawiony przez króla Zygmunta Starego, przywileju nadanego kościołowi parafialnemu przez Władysława Jagiełłę i potwierdzający jego prawa : „Przybywając do nas wielebny Stanisław przełożony kościoła parafialnego w Strachocinie w diecezji przemyskiej prawnego patronatu naszego pokornie gorąco prosił, aby niżej napisane prawo majątkowe (…) kościoła potwierdzić, odnowić, uznać i zatwierdzić (…) My tedy Zygmunt Król nabożeństwo zewnętrzne tegoż samego kościoła powiększać i o dogodności tegoż samego przełożonego troszczyć się i czynić chcący starania o zaopatrzenie dołączone pisma a również wszystko ogólnie i szczegółowo w nich zawarte z dokładnej znajomości i szczególnej łaski Króla naszego zatwierdzamy, uznajemy i zabezpieczamy niniejszymi pismami nadającymi im moc konieczną i wieczystą trwałość (…) Dlatego tak bardzo wam na korzyść w obecnej chwili tu będącym nakazujemy niniejszym pismem, ażeby tego samego proboszcza w Strachocinie i innych w następnych czasach żyjących i około przyznania prawa majątkowego zastrzeżonego przez Nas i zatwierdzonego (abyście) przestrzegali i od wszelakiego bezprawia tych samych zostalibyście opiekunami i obronilibyście. Że wobec łaski Naszej inaczej czynić nikt się nie odważy”. Zapewne postarał się o to proboszcz Stanisław, by mieć argument w sporze z dziedzicem Janem Bobolą. Jak więc widzimy Jan Bobola, oględnie mówiąc, był sąsiadem trudnym. Miał on dwóch synów Hieronima i Krzysztofa. Wzmianka z 1532 mówi o jeszcze dwóch Regnisie i Zbigniewie. Pierwsza wzmianka o Hieronimie Boboli pochodzi z 1523 r., kiedy to został skazany za obrazę majestatu, którą był napad na most królewski na Sanie pod Przemyślem i poranienie straży mostowej. W 1530 r. tenże Hieronim został zwolniony od kary za zabójstwo. W „Rejestrze złoczyńców grodu sanockiego” z lat 1554-1638 znajdujemy nie opatrzoną datą wzmiankę o kradzieży „konia koloru szarego” na szkodę szlachcica Hieronima Boboli ze Strachociny Źródła mówią o Hieronimie „nieosiadły” lub „ze Strachociny”. Co to znaczy? Czy mieszkał w Strachocinie tylko przez pewien czas?

Spadkobiercą majątku Bobolów był zapewne Krzysztof. Ożenił się z Elżbietą z Wielopolskich i miał z nią co najmniej czworo dzieci: nieznaną z imienia córkę, wydaną za Tomasza Kamieńskiego, Jędrzeja, Jana i Mikołaja. Jędrzej zrobił karierę w administracji królewskiej. Pełnił wiele godności, z których najważniejszy był urząd podkomorzego koronnego. Dorobił się znacznego majątku, który z racji stanu bezżennego i pobożności przekazał w testamencie zakonowi Jezuitów. Miał zapewne duży wpływ na swego krewniaka, też Andrzeja, przyszłego świętego. Jan ożenił się z Zofią z Mleczków i miał z nią co najmniej troje dzieci: Wojciecha, Jakuba i Kaspra. Wojciech sprawował wiele urzędów: komornika królewskiego (wzmianka z 1601 r.), administratora ceł na Rusi (1603 r.), pisarza ziemskiego przemyskiego (1608 r.), podkomorzego przemyskiego (1611 r.). W 1611 r. ożenił się z Elżbietą z Ostrowskich. Jakub był podstolim sanockim (1616 r.) i podczaszym sandomierskim. Ufundował kolegium jezuickie w Sandomierzu. Ożenił się z Ewą z Popowskich; nie pozostawili potomstwa Kasper był kanonikiem krakowskim. Tutaj „zaczynają się schody”. Otóż Kasper Niesiecki twierdzi że czwarte dziecko Krzysztofa Boboli – Mikołaj był ojcem Jędrzeja i Krzysztofa, Krzysztof zaś ojcem Andrzeja (świętego) i Urszuli. Boniecki zaś twierdzi, że ojciec świętego, Krzysztof, był synem nie Mikołaja, lecz jego brata Jana. Inne znów teorie twierdzą, że Krzysztof nie był ojcem świętego, lecz jego bratem. Ojcem byłby wtedy Mikołaj. Myślę jednak, że te sprawy będą zawsze rodzić wątpliwości i do końca ich nie wyjaśnimy, jeśli nie natrafi się w przyszłości na konkretny dokument historyczny, mówiący na ten temat.

Odtwórzmy więc poczet dzierżawców Strachociny w XVI w. : Jan Bobola, jego syn Krzysztof, syn Krzysztofa Mikołaj, syn Mikołaja Krzysztof i … co dalej? Andrzej syn Krzysztofa wstępuje do zakonu jezuitów, córka, Urszula, wychodzi za Jędrzeja Zborowskiego. Kto dziedziczy majątek? Według Niesieckiego Strachocina przeszła w ręce Stanisława Boboli, syna Jędrzeja, kuzyna św. Andrzeja. Jego potomkowie mieliby „rządzić” w Strachocinie w XVII w. Według Łetowskiego św. Andrzej był synem Andrzeja (brata Krzysztofa). Urszulę nazywa Andrzejową (jako córkę), a Stanisław, który przejął Strachocinie byłby jego bratem. Boniecki kwestię ojcostwa św. Andrzeja pozostawia bez rozstrzygnięcia. Jednak z roku 1592 pochodzi zapisana u Bonieckiego wzmianka o przejęciu Strachociny w dożywocie przez Jana Bobolę (męża Zofii z Mleczków). Wzmianka ta wprowadza kompletne zamieszanie. Dożywocie w XVI w polegało na zapisie męża na rzecz żony na wypadek wdowieństwa, dający jej dożywotnie użytkowanie całego majątku. Można też było zapisywać wzajemnie dożywocie na rzecz męża. Wówczas zapis dożywocia zapewniał temu ze współmałżonków, który przeżył drugiego, dożywotnie użytkowanie majątku obojga małżonków. W wypadku zapisania dożywocia dobra przechodziły na spadkobierców dopiero po śmierci użytkownika. Dlaczego Strachocina przeszła w ręce Jana, który był bratem Mikołaja, dziadka św. Andrzeja? Może przechodziła z rąk do rąk w kręgu rodziny Bobolów, tak jak stało się to np. z Borzymowem, który w 1611 r. został sprzedany przez Jana Krzysztofowi, który zaś rok później odprzedał go Jakubowi. Wydaje się, że bez dodatkowych informacji nie sposób rozwikłać tej genealogicznej łamigłówki. Niektóre wątpliwości usuwa książka O Jana Poplatka, jezuity pt. „Błogosławiony Andrzej Bobola Towarzystwa Jezusowego. Życie, męczeństwo, kult”, która ukazała się w Krakowie w roku 1936 nakładem Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy. To ważna książka, gdyż to w niej po raz pierwszy padło stwierdzenie że św. Andrzej Bobola urodził się w Strachocinie (była, oczywiście, także strachocka tradycja ustna, ale dla zawodowego historyka nie był to żaden dowód).

Jeśli chodzi o dalsze losy rodu Bobolów, to źródła wspominają w 1639 r. o Katarzynie z Bobolów, żonie Pawła Suliszewskiego. W 1624 r. wydarzył się najazd tatarski, przed którym strachoccy Bobolowie uciekli zapewne do dóbr w Wielkim i Małym Piasku. Kolejna wzmianka o Bobolach w Strachocinie pochodzi z „rejestru poborowego ziemi sanockiej” z 1640 r. Wieś jest wtedy określana jako własność królewska, osobna dzierżawa, której posiadaczem jest Jan Bobola. 11 września 1652 r. przekazał on Strachocinę w drodze cesji na rzecz Andrzeja Boboli i jego żony Marianny z Łapszowa. Andrzej zmarł przed rokiem 1668. W roku 1676 Marianna, wdowa po Andrzeju, otrzymała konsens królewski (zgodę) na odstąpienie Strachociny synowi Zygmuntowi. Oprócz Zygmunta, Andrzej i Marianna mieli dwóch synów: Jana i Stanisława. Stanisław był podczaszym żytomierskim (1686 r.). Możliwe, że Zygmunt był ostatnim z Bobolów w Strachocinie. Jednak w jaki sposób przeszła ona w ręce Giebułtowskich, możemy się tylko domyślać. Zapewne została sprzedana.

1.3. Czas nauki i formacji zakonno – kapłańskiej

Skoro trudno cokolwiek pewnego powiedzieć o miejscu urodzenia, to tym bardziej skąpe są wiadomości o pierwszych latach dzieciń­stwa Andrzeja, spędzonych prawdopodobnie w do­mu rodzicielskim. Możemy jednak przyjąć, że Andrzej wychowywał się w atmosferze przenikniętej przywiązaniem do wiary chrześcijańskiej i Ko­ścioła. Troskliwość rodziców Andrzeja o katolickie wychowanie syna potwierdza i ten fakt, że wy­słali go do szkół jezuickich, w których kształto­wano młodzież w duchu wierności Kościołowi. Młody Andrzej udał się do Braniewa. Wśród wycho­wanków braniewskiego gimnazjum żywy był kult dla Matki Najświętszej. Uczniowie zrzeszali się w Sodalicji Mariańskiej. Był to wielki zaszczyt należeć do Sodalicji. By być przyjętym, uczeń mu­siał wykazać się dobrymi wynikami w nauce i świecić przykładem życia dla innych. Widocznie takim był Andrzej Bobola, skoro w dniu 8 grud­nia 1608 roku został przyjęty do Sodalicji. Klę­cząc odmawiał wtedy akt ślubowania: Święta Mario, Matko Boża i Dziewico, ja, Andrzej Bobola, obieram sobie dzisiaj Ciebie za Patronkę i Orędowniczkę i mocno postanawiam, że nigdy Cię nie opuszczę i nie będę mówił ani czynił czegokolwiek przeciw Tobie, i nie pozwolę, by ktokolwiek z moich podwładnych występował w jakikolwiek sposób przeciw Twojej czci. Bła­gam Cię zatem, przyjmij mnie na zawsze za swe­go sługę, bądź przy mnie we wszystkich moich czynnościach i nie opuść mnie w godzinie śmierci. Amen.

31 lipca 1611 roku do przełożonego prowincji litewskiej jezuitów zgłosił się dwudziestoletni An­drzej Bobola i poprosił o przyjęcie do zakonu. Chciał zostać kapłanem w szeregach Towarzystwa Jezusowego. Prowincjał jezuitów uczynił zadość prośbie Andrzeja. W tym samym dniu kandydat na jezuitę wpisał do specjalnej księgi następującą deklarację:Ja, Andrzej Bobola, Małopolanin, zostałem przypuszczony do odbycia pierwszej pró­by, dnia ostatniego lipca 1611, zdecydowany za pomocą Bożą wypełnić wszystko, co mi przedłożono. Tak oto rozpoczął się nowy etap w życiu młodego Boboli – okres pracy nad sobą, kształ­towania charakteru, zdobywania wiedzy, by stać się gorliwym i światłym kapłanem i zakonnikiem.

Zgłaszający się do zakonu, zanim zostanie przy­jęty do nowicjatu, odbywa pierwszą próbę, zwa­ną kandydaturą. Zaznajamia się w tym czasie z zasadniczymi praktykami i rytmem życia zakon­nego; odprawia też rekolekcje, w czasie których zastanawia się w świetle prawd Bożych nad do­konywanym wyborem drogi życiowej. Zakon zaś stara się wybadać, czy intencje kandydata są szczere i czyste.

U Andrzeja Boboli ta pierwsza próba trwała 10 dni. Odbył ją w domu nowicjackim prowincji litewskiej Towarzystwa Jezusowego – w Wilnie przy kościele św. Ignacego. Dnia 10 sierpnia 1611 roku przywdział Andrzej suknię zakonną i został nowicjuszem. Po pierwszej próbie rozpoczął się dla Andrze­ja dwuletni okres nowicjatu – czas kształtowa­nia duchowości zakonnej. Młodzi zakonnicy mają stać się ludźmi na wzór Boży, nastawionymi na szukanie we wszystkim większej chwały Bożej, mają zdobyć i utrwalić w sobie moralne sprawności, dzięki którym gotowi będą podjąć i sprostać każdej pracy dla dobra dusz.

Do ukształtowania takiej postawy prowadzić mają nowicjuszów modlitwy, rozmyślania, czyta­nie książek ascetycznych, przede wszystkim zaś miesięczne rekolekcje, czyli Ćwiczenia duchowne św . Ignacego. Czas nowicjatu to także liczne pró­by, takie jak: posługiwanie chorym w szpitalu, żebranie od drzwi do drzwi, prace w kuchni itp. Próby takie musiały wymagać wiele umartwienia od młodego i dumne­go szlachcica, jakim był Andrzej – uczyły pokory.

31 lipca 1613 roku dobiegł końca nowicjat Andrzeja. W dniu tym podczas mszy św. odprawianej przez rektora i mistrza nowicjatu złożył Andrzej śluby zakonne – ubóstwa, czystości i po­słuszeństwa. W tym samym dniu wpisał własno­ręcznie do specjalnej księgi: Ja, Andrzej Bobola, wyegzaminowany w określonych czasach, złoży­łem śluby… według formuły przyjętej w Towa­rzystwie Jezusowym, dnia 31 lipca 1613 roku, pod­czas mszy św. odprawionej przez rektora nowi­cjatu, u księdza Wawrzyńca Bartiłiusa.

Już w dniu złożenia ślubów pożegnał Andrzej mistrza nowicjatu, kolegów i mury „szkoły ascezy” i przeniósł się do pobliskiego kolegium aka­demickiego przy kościele św. Jana, by rozpocząć studia filozoficzne w Akademii Wileńskiej, zało­żonej i prowadzonej przez jezuitów. Do studiów w zakonie jezuitów podchodzi się z ogromną po­wagą. Studia filozoficzne trwały w zakonie trzy lata. Rytm ich wyznaczały kolejne egzaminy po za­kończeniu kursu danego przedmiotu. Pierwszy z egzaminów – z logiki, będącej wstępnym przed­miotem do studiowania filozofii, złożył Bobola po­myślnie w dniu l kwietnia 1614 roku, egzamin zaś kończący studia filozoficzne, obejmujący wszystkie przedmioty trzechletnich studiów, zdał w 1616 roku (daty dokładnej nie zanotowano).

W czasie studiów filozoficznych jeszcze jeden doniosły fakt miał miejsce w życiu Andrzeja: 21 grudnia 1613 roku otrzymał niższe święcenia ka­płańskie – akolity, egzorcysty, lektora, ostiariusza i stał się klerykiem, członkiem stanu duchow­nego.

Młody kleryk jezuicki po odbyciu studiów fi­lozoficznych udawał się zazwyczaj do którejś z placówek szkolnych zakonu, by tam podjąć pra­cę jako wychowawca i nauczyciel. Obcując z mło­dzieżą i stykając się z ludźmi spoza zakonu, przy­szły kapłan miał już okazje do apostołowania. Do takiej właśnie pracy wyznaczono, tuż po studiach filozoficznych, Andrzeja Bobolę. Przełożeni mia­nowali go nauczycielem w klasie gramatyki w je­zuickim kolegium w Braniewie. Wracał więc Bo­bola po latach do tej szkoły, której był uczniem i wychowankiem. Możemy więc przypuszczać, że z radością kierował swe kroki do stolicy Warmii, teraz już jako nauczyciel. Bobola – pisze w jego życiorysie ks. Rocci – przez cały ten rok pracował z nakładem wszystkich swoich sił, z wiel­kim zapałem i duchem pobożności oraz z niezwy­kłym zbudowaniem wszystkich, i to do tego sto­pnia, że przełożeni postanowili na rok przyszły wy­słać go na stanowisko jeszcze bardziej zaszczytne, na którym mógłby przy swoich wyjątkowych zdol­nościach i cnotach zdziałać więcej dobrego. I rze­czywiście – przełożeni mianują w 1617 r. Bobolę nauczycielem trzeciej klasy (syntaksy) w jednej z największej szkół jezuickich, liczącej nierzadko ponad 800 uczniów, w Pułtusku.

W 1618 roku Bobola rozstaje się z Pułtuskiem i zgodnie z poleceniem prowincjała Niklewicza po­wraca do Wilna, by w tamtejszej Akademii pod­jąć studia teologiczne. Dochowała się do naszych czasów dokumenta­cja egzaminów, jakie składał Andrzej Bobola. Dnia 17 czerwca 1619 roku złożył egzamin z przedmiotów obowiązujących na pierwszym roku studiów teologicznych. Egzamin wypadł pozytywnie, ale opinia egzaminatorów nie była jednomyślna. Zda­niem dwu z nich Bobola wykazał się wiadomościa­mi bardzo dobrymi, trzeci ocenił je jako dobre, czwarty profesor uznał zdolności Andrzeja za bar­dzo dobre, ale zarzucił mu niedbalstwo i brak pil­ności w nauce.

W następnym roku studiów wyniki pracy An­drzeja były o wiele lepsze. Trzech profesorów oce­niło je jako bardzo dobre, jeden uznał je za dobre. Egzamin z materiału wykładanego na trzecim ro­ku teologii miał równie decydujące znaczenie, jak egzamin z całokształtu nauk filozoficznych. Bobola zasiadł do niego 14 maja 1621 roku. Wynik egza­minu był wprawdzie pomyślny, ale w ocenie wia­domości Andrzeja zachodzi pewna rozbieżność: trzech profesorów uznało je za bardzo dobre, dwóch za dobre tylko.

W czasie, gdy Andrzej zagłębiał się w teologii, jego rodzina wszczęła starania o przeniesienie go z prowincji litewskiej zakonu do prowincji pol­skiej. Listy Bobolów w tej sprawie zaginęły, za­chowały się natomiast dwa listy, tej samej treści, generała zakonu Mutiusa Vitelleschiego. Jeden z nich adresowany do Kaspra Boboli – kanonika krakowskiego, najprawdopodobniej stryjecznego brata Andrzeja, drugi do Wojciecha Boboli – pod­komorzego ziemi przemyskiej, rodzonego brata Andrzeja. Mimo zgody generała na przeniesienie Boboli i poleceń wydanych w tej sprawie odnośnym prze­łożonym, pozostał on nadal, aż do śmierci, w pro­wincji litewskiej. Jak się to stało, nie wiadomo. Ponieważ ze strony przełożonych nie było w tym względzie żadnych trudności, wobec tego można przypuścić, że wyszły one od samego Andrzeja, przeciwnego prawdopodobnie swemu przeniesie­niu. Nie można wykluczyć, że ważną rolę odegrały tu jego plany przyszłej pracy duszpasterskiej na tym właśnie terenie.

W roku akademickim 1621/22 widnieje nazwi­sko Boboli wśród słuchaczy czwartego roku teo­logii w Akademii Wileńskiej. Rok ten zapisał się szczególnie w życiu Andrzeja. Dnia 18 grudnia 1621 roku otrzymał on z rąk sufragana wileńskie­go – biskupa Abrahama Wojny święcenia subdiakonatu, a niedługa potem diakonatu. Wreszcie, w dniu 12 marca 1622 roku, Andrzej Bobola otrzy­mał święcenia kapłańskie z rąk biskupa wileńskie­go Eustachego Wołłowicza. Stało się to w dniu, w którym papież Grzegorz XV zaliczył w poczet świętych pańskich założyciela zakonu jezuitów – Ignacego Loyolę i wielkiego apostoła Indii – Franciszka Ksawerego.

Po święceniach kapłańskich powrócił Andrzej do studiów teologicznych. Pozostał mu tylko je­den egzamin, ale najtrudniejszy ze wszystkich. W jego zakres wchodziły przedmioty z siedmiu lat studiów filozoficzno-teologicznych. Od pomyśl­nego wyniku tego egzaminu zależało przyznanie studentowi stopnia naukowego i w jakiejś mierze jego pozycja w zakonie. Andrzej przystąpił do egzaminu 26 lipca 1622 roku. Komisji egzamina­cyjnej przewodniczył sam rektor – Jan Grużewski. Egzamin wypadł bardzo źle dla Andrzeja. Tylko jeden profesor uznał wiedzę Andrzeja za odpowiadającą wymaganiom, trzech innych wydało opinię negatywną.

W zakonie jezuitów kapłani po ukończeniu stu­diów a przed ostatecznym związaniem się z zako­nem przez publiczne śluby odbywają trzecią pró­bę, tak zwaną trzecią probację. W czasie siedmio­letnich trudnych studiów, wymagających wielkie­go wysiłku umysłowego, może osłabnąć pierwotna gorliwość i pobożność, z jaką młody zakonnik opu­szczał nowicjat. Dlatego też przed podjęciem pra­cy duszpasterskiej młodzi kapłani oddają się za­jęciom, próbom i ćwiczeniom duchownym podob­nym jak w nowicjacie. Kierownikiem kapłanów odbywających tę ostatnią w zakonie próbę jest tak zwany instruktor, którego władza podobna jest do władzy mistrza nowicjatu. Powierza się tę funkcję wybitnym i o wielkiej duchowości kapłanom.

Prowincja litewska posiadała dom trzeciej probacji w Nieświeżu, w kolegium ufundowanym przez księcia Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła. Pod koniec sierpnia 1622 roku przybył tu celem od­bycia próby Andrzej Bobola. Dzięki informacjom z tej placówki możemy naszkicować sylwetkę duchową Andrzeja – tak jak ją widzieli jego przełożeni w domu probacji w Nieświeżu. Sylwetka duchowa Andrzeja przedstawia się więc jako bardzo złożona: fizycznie zdrowy i pe­łen sił, zdatny do owocnej pracy apostolskiej nad ludźmi, w miarę pobożny, pokorny, skromny, po­słuszny, obdarzony usposobieniem sangwiniczno-cholerycznym, przyprawiającym go o niecierpli­wość, nieopanowanie uczuć i nastręczającym mu wiele trudności w życiu wspólnym i panowaniu nad mową. Z drugiej jednak strony cechuje go miłość zakonu, jego ustaw i ślubów, szczerość w obcowaniu, a nade wszystko zapał do pracy nad sobą, by zwyciężyć siebie, własne ułomności i od­dać się całkowicie na służbę Bogu.

Po skończeniu trzeciej probacji Andrzej Bo­bola pozostał nadal w Nieświeżu. Przełożeni mia­nowali go rektorem kościoła przy domu trzeciej probacji. Jako rektor kościoła miał dbać o jego wystrój, porządek, okazałość nabożeństw, troszczyć się, by jak najwięcej ludzi mogło korzystać z sa­kramentów świętych. Miał też co jakiś czas gło­sić -kazania i pracować jako misjonarz ludowy. Powierzono mu również opiekę nad ubogimi i obo­wiązki prefekta bursy dla ubogiej młodzieży szla­checkiej. W czasie pracy w Nieświeżu Andrzej Bobola ze szczególnym zamiłowaniem oddawał się mi­sjom wśród ludu. Już w pierwszym roku pracy duszpasterskiej zyskał sobie Bobola wielkie uznanie wśród współ­braci zakonnych. Dał się poznać jako wybitny kaznodzieja.

Od 1624 roku przyszło pracować Andrzejowi Boboli w kościele św. Kazimierza w Wilnie. Był tu kaznodzieją, spowiednikiem, miewał popołud­niowe wykłady z Pisma Świętego i dogmatów. W latach 1626-28 administrował kościołem, a od 1628 do 1630 był doradcą przełożonego. Wiele cza­su poświęcał Bobola na pracę w Sodalicji Mariań­skiej mieszczan wileńskich, założonej l lutego 1624 roku. Od przybycia do Wilna aż do 1630 roku był jej kierownikiem. Z końcem 1626 roku upływały trzy lata pra­cy apostolskiej, jakiej Andrzej się oddawał po ukończeniu trzeciej probacji. Z uwagi na zdol­ności kaznodziejskie i osobiste cnoty Andrzeja po­stanowili przełożeni dopuścić go do uroczystej pro­fesji czterech ślubów. By jezuita mógł złożyć profesję czterech ślubów, zakon wymagał od niego, obok gruntownej cnoty, przede wszystkim głębokiej nauki. Sprawdzianem jej był na pierwszym miejscu egzamin z całości nauk filozoficznych i teologicznych. Egzamin ów wypadł jednak dla Andrzeja niepomyślnie. Zwy­czajnym biegiem rzeczy Andrzej Bobola mógł zło­żyć trzy śluby: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, czyli mógł zostać tak zwanym pomocnikiem du­chownym profesów-koadiutorem duchownym. Prowincjał Jamiołkowski pragnął jednak, by Andrzej Bobola złożył uroczystą profesję, za­wierającą nadto czwarty ślub: specjalnego po­słuszeństwa papieżowi co do misji oraz dodatko­we śluby, którymi profes Towarzystwa Jezuso­wego zobowiązuje się do zachowania w zakonie ubóstwa w pierwotnej jego doskonałości i do wy­mawiania się od przyjęcia godności duchownych w zakonie i poza zakonem. Jamiołkowski, w myśl zarządzenia generała Klaudiusza Aquavivy, za­twierdzonego dekretem piątej kongregacji gene­ralnej jezuitów, zażądał od czterech księży, któ­rym Bobola był bliżej znany, dokładnych infor­macji o jego postępie na drodze doskonałości, o zaletach i wadach jego charakteru oraz o zdol­nościach do prac właściwych zakonowi. Nie do­chowały się do naszych czasów opinie o Andrze­ju ani nazwiska opiniujących. Musiały jednak być bardzo przychylne dla Boboli, skoro na ich podstawie Jamiołkowski i jego doradcy uznali za wskazane prosić generała zakonu – Vitelleschiego o dopuszczenie Boboli do uroczystej pro­fesji, pomimo iż nie spełnił tak ważnego w tym względzie warunku, to jest nie uzyskał pozytyw­nego wyniku na egzaminie z całości nauk filozo­ficznych i teologicznych. Po odbytych naradach, dodatkowych wyjaśnieniach Bobola został wreszcie dopuszczony przez ge­nerała Vitelleschiego do profesji czterech ślubów, uwarunkowanej poprzednio usunięciem błędów. W niedzielę dnia 2 czerwca 1630 roku odbyła się w kościele św. Kazimierza przy domu profesów w Wilnie podniosła uroczystość. Podczas Mszy św. odprawionej przez prowincjała Jamiołko­wskiego złożył Bobola na jego ręce uroczystą pro­fesję czterech ślubów, dodając do trzech zwy­kłych: ubóstwa, czystości, posłuszeństwa, czwarty ślub – szczególnego posłuszeństwa Stolicy Apo­stolskiej co do misji. Po skończonej Mszy św. odbyła się w zakrystii druga część tego uroczy­stego aktu, a mianowicie złożenie ślubów dodat­kowych, którymi Andrzej zobowiązał się do tro­ski o zachowanie w zakonie ubóstwa w pierwot­nej jego doskonałości, do wymawiania się od przyjęcia godności duchownych w zakonie i poza zakonem, w wypadku zaś gdyby posłuszeństwo papieżowi zmusiło go do tego, przyrzekł pozostać w ścisłych związkach z zakonem i we wszystkim zasięgać rady generała, względnie jego delegata. Następnie spisał własnoręcznie trzy egzemplarze zawierające formułę złożonych ślubów.

1.4. Duszochwat

Po złożeniu uroczystej profesji ks. Andrzej Bobola został superiorem w Bobrujsku. Pełnił tę funkcję Bobola do wiosny 1633 roku. Jego gor­liwość religijna, zapał w służbie Bożej, dbałość o zbawienie drugich musiały uderzyć każdego. Spieszono mu więc chętnie z pomocą, tym bar­dziej, że Bobola umiał przestawać z innymi i zjed­nywać ich dla Boga, dla pracy apostolskiej, któ­rą rozwijał i dla siebie.

W roku 1633 złożył Bobola urząd superiora w Bobrujsku w ręce Marcina Rydzewskiego, a sam udał się do kolegium w Płocku, gdzie miał ocze­kiwać dalszych zarządzeń prowincjała. W 1633 ro­ku bawił on tam jako „gość”, bez określonego bliżej zajęcia. W 1634 i 1635 roku kierował istnie­jącą od 1616 roku Kongregacją Mariańską uczniów kolegium. Jakim pracom poza tym się oddawał – zupełnie nie wiadomo.

Za staraniem Jakuba Markwarta, profesora Bo­boli w czasie studiów filozoficznych, a od 1636 ro­ku przełożonego domu profesów w Warszawie, przeniesiono o. Andrzeja do stolicy i powierzono mu zaszczytny, ale i trudny zarazem urząd ka­znodziei. Na lipiec 1636 roku wyjechał Bobola do Wilna, by – jako profes – wziąć udział w kon­gregacji prowincji litewskiej.

W 1637 roku znalazł się Bobola z powrotem w Płocku, gdzie powierzono mu obowiązki ka­znodziei i prefekta (dyrektora) nauk w kolegium.

W roku następnym wola przełożonych kieruje Bobolę do Łomży, gdzie przebywa cztery lata, bo do 1642 roku, pełniąc podobny urząd dyrektora szkół, doradcy przełożonego i kaznodziei. Jego wymowa a zarazem i dobre, życzliwe serce wzbu­dzają zaufanie: przychodzą do niego ludzie z proś­bą o radę i pomoc w powikłanych sprawach.

Dnia 3 lipca 1642 r. wziął Bobola udział w obra­dach kongregacji profesów w Wilnie. Po ukończonej kongregacji pozostał o. Andrzej w domu profesów i do końca 1642 roku pracował jako doradca przełożonego –  Marcina Hinczy, jako moderator Kongregacji Ma­riańskiej mieszczan, prowadził też w kościele wy­kłady z Pisma św. Było to jakby krótkim wypoczynkiem po ucią­żliwych latach nauczania i kierowania szkołami w Płocku i Łomży. Już wnet czekały go trudy pracy misjonarskiej.

Z końcem 1642 roku lub z początkiem roku 1643 przeniesiono o. Andrzeja do kolegium jezuic­kiego w Pińsku, gdzie aż do lipca 1646 r. pełnił obowiązki kaznodziei, kierownika nauk i modera­tora Sodalicji Mariańskiej ziemian z Pińszczyzny. Kronika kolegium pińskiego z tych lat mówi o oży­wionej pracy księży nad pozyskaniem prawosław­nych dla katolicyzmu. Była to bardzo owocna pra­ca. Pomimo wielu przeszkód i gróźb liczni prawo­sławni przychodzili do jezuickiego kościoła na ka­zania i nauki katechizmowe; mnożyły się nawróce­nia na katolicyzm. Szlachta prawosławna często oddawała swe dzieci na naukę do kolegium jezuic­kiego, za czym zwykle szło nawrócenie się rodzi­ców. Uczniowie szkoły podległej o. Andrzejowi wywierali zbawienny wpływ na swe rodziny. Wielką rolę grało w tym osobiste oddziaływanie o. Boboli na swych uczniów. Chętnie garnęli się oni do niego i miłowali go, wdzięczni za dobroć i życzliwość, jakiej od niego doznawali.

Jednocześnie wzrasta w Pińsku nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. Bez wątpienia i to należy przypisać działalności Andrzeja Boboli. Wszak już zaraz po przybyciu do Pińska zakłada tam Sodalicję ziemian pińskich pod wezwaniem Matki Bożej Wniebowziętej, której zostaje kie­rownikiem. Zapał i miłość ku Bogu i Najświętszej Pannie kazała mu podejmować tyle różnych prac; pło­mienna i pobożna dusza skłaniała go do coraz to nowych wysiłków, ale zdrowie zaczęło zwolna nie­domagać.

Prawdopodobnie dlatego przełożeni prze­noszą go w lecie 1646 roku do Wilna. Spędzi tu, w domu profesów przy kościele św. Kazimierza, sześć lat (do 1652). W czasie swego pobytu w Wilnie Bobola wziął dwukrotnie udział w kongregacjach prowincjo­nalnych, w latach 1649 i 1651. Zdrowie jego oko­ło 1649 roku nieco się poprawiło, ale już w na­stępnych latach nastąpiło znaczne pogorszenie. Tymczasem wydarzenia rozgrywające się na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej, dotkliwie godzące w Kościół katolicki i bolesne dla zakonu jezuitów, wymagały od niego nie tylko hartu mo­ralnego, ale i dużego zasobu sił fizycznych.

W miesiącach letnich 1652 roku przybył An­drzej Bobola po raz drugi do Pińska, gdzie, z nie­długimi przerwami, przebywał i pracował aż do końca swego życia. Przez cały ten czas pełnił obo­wiązki kaznodziei w kościele św. Stanisława i mi­sjonarza w okolicy. Warunki pracy misyjnej na Polesiu były podówczas bardzo ciężkie. Jedną z największych może trudności była bezdrożność okolicy, zwłaszcza na południu od Pińska. We wsiach, wzniesionych na piaszczystych wydmach, otoczonych lasami i bagnami, oddalonych jedna od drugiej – ludzie żyli w bardzo prymitywnych warunkach. Ich stan religijny był wprost opła­kany. Katolicy, rozrzuceni wśród prawosławnych, przyjmowali ich formy religijne; poza chrztem nie dbali o inne sakramenty, bardzo mało wie­dzieli o wierze. Jedyną ich modlitwą były słowa Hospody pomyłuj, jedyną praktyką, jaką obja­wiali swój katolicyzm, było powstrzymanie się od spożywania mięsa, i to w soboty! W naiwności swej hołdowali licznym przesądom i zabobonom. W niedzielę i święta zjeżdżali się tłumnie w Pińsku, gdzie odbywał się targ, sprzedaż i zakupy. Na głos dzwonu udawali się do kościoła lub cer­kwi, by otrzymać „błogosławieństwo”, potem po brzegi wypełniali karczmy i gospody, skąd wra­cali na noc do domów, pijani, bez grosza zarobio­nego na targu.

Bobola urządzał wyprawy misyjne w okolice rozciągające się między Pińskiem a Janowem Poleskim. Obchodził miasteczka i wioski, wygłaszał w większych skupiskach ludzkich kazania, a prze­de wszystkim wstępował do wiejskich lepianek, by mówić ludziom o wierze. Nauczał katechizmu i w przystępny sposób wskazywał im, jak mają urządzić swe życic po katolicku. O ile zaszła po­trzeba, udzielał chrztu św., łączył pary małżeń­skie, spowiadał i ze szczególnym umiłowaniem udzielał Komunii św. Najchętniej pracował nad zaniedbaną młodzieżą, którą miłym swym usposo­bieniem przyciągał do siebie i z wielką gorliwo­ścią oraz umiejętnością uczył katechizmu.

Praca Andrzeja Boboli na Polesiu przypadła na lata wielkiego zagrożenia dla Cerkwi unickiej. Jej losy w tych niespokojnych i tragicznych dla Rzeczypospolitej czasach tak wiele zależały od ro­kowań politycznych, od wyników kolejnych zma­gań orężnych. Apostoł Polesia w swojej pracy mi­syjnej nie miał innych argumentów, jak tylko sa­mą wiarę, i innych narzędzi, jak tylko swoją gor­liwość, wiedzę, talent duszpasterza. Tak uzbrojo­ny wstępował do domów i cerkiewek .prześlado­wanych unickich Rusinów, uczył ich o wierze katolickiej, podtrzymywał w wierności dla niej. Co więcej, czynił wszystko, co było możliwe, by pozyskać dla jedności z Kościołem katolickim pra­wosławnych. W pracy tej przyszło mu prowadzić dysputy z uczonymi mnichami prawosławnymi. Z dysput takich Andrzej Bobola, dzięki znajomo­ści Ojców Kościoła i Doktorów Wschodu, żywych w tradycji tak prawosławia, jak i Kościoła kato­lickiego, wychodził zwycięsko. Jego praca misyj­na wśród prawosławnych przynosiła coraz obfitsze owoce. Za największe z nich należy uznać przejście dwóch prawosławnych wsi, Bałandycze i Uzdrożyn, liczących około 80 domów na kato­licyzm. Miasteczko Janów z prawosławnego stało się w większości katolickim. Wobec takich skutków pracy nie mogą dziwić tytuły, jakimi go jeszcze za życia zaszczycono. Prawosławni nazwali go „duszochwatem”, katolicy ,,łowcą dusz” i „apostołem Pińszczyzny”. Propor­cjonalnie do owoców jego pracy misyjnej i wzię­cia, jakim się cieszył wśród ludności katolickiej, wzrastała u zwolenników prawosławia nienawiść do jego osoby i żądza zemsty za liczne nawróce­nia na katolicyzm.

Według niektórych relacji, w 1653 roku Bobola przebywał w Smoleńsku, a potem w Połocku. W lipcu 1655 roku bierze udział w kongregacji prowincjonalnej jezuitów w Warszawie, skąd wy­jeżdża do Wilna, przeznaczony do pracy przy ko­ściele św. Kazimierza. Niedługo po jego przybyciu dla Wilna nastają ciężkie czasy. 8 sierpnia 1655 roku miasto wpada w ręce wojsk rosyjskich i Ko­zaków. Rabunek i rzeź mieszkańców przybrały straszliwe rozmiary. Miary nieszczęść dopełnił po­żar szalejący przez 17 dni. Wielu mieszkańców szukało ocalenia w uciecz­ce, rozproszeniu ulegli też jezuici wileńscy. Opu­ścił też Wilno Andrzej Bobola i udał się do Piń­ska, gdzie jako wygnaniec z domu profesów przebywał aż do śmierci.

1.5. Męczeństwo św. Andrzeja Boboli

Zadnieprze niszczono „ogniem i mieczem”. Ginęły tysiące niewinnych ludzi. Zarówno unitów, łacinników, jak i prawosław­nych. Szczególnie jednak dzieje katolicyzmu na ziemiach ruskich w tym czasie – to jedno wielkie martyrologium. Prawie wszystkie świątynie ka­tolickie i klasztory zburzono. Ginęli franciszka­nie, męczeństwo poniosło wielu dominikanów. Głównie jednak kozaczyzna głosiła wojnę prze­ciw unii i jezuitom.

Uwagi o dziejach chrześcijaństwa na Rusi, próbach unii i siedemnastowiecznym potopie na naszych Kresach Wschodnich nie są jakąś dy­gresją. One stanowią kontekst potrzebny do zro­zumienia tego, co stało się w pewne majowe po­południe w Janowie Poleskim. Dodać jeszcze wypada, że Chmielnicki sprzymierzył się także z Rakoczym, który w maju 1657 roku zdobył Brześć nad Bugiem. Część jego armii pozostała na kwaterach w tym mieście. Kozacy z Ukrainy, łącznie z kozakami Rakoczego z Wołoszy, za­puszczali się daleko na Wołyń i Polesie. Na Polesiu grasowały oddziały Zdanowicza. Jeden z nich zajął Pińsk. Prawosławni bardzo szybko połączyli się z tymi oddziałami. Unici i Polacy zarówno świeccy, jak i duchowni – w lasach i po­bliskich miejscowościach szukali schronienia przed grożącymi napadami. W takich okoliczno­ściach opuścili Pińsk najbardziej zagrożeni spo­śród jezuitów – księża Szymon Maffon i Andrzej Bobola. Maffon znalazł się w Horodcu, gdzie pracował w kościele parafialnym. Dnia 15 maja rano napadła na plebanię wataha kozaków, zdą­żająca z Brześcia do Pińska, i okrutnie się z nim rozprawiła. Ci sami kozacy przybyli do Janowa dnia 16 maja po południu. Urządzili taką rzeź żydów i katolików, że i prawosławnych ogarnęła trwoga. Zaraz im wytłumaczono, iż nie mają się czego obawiać, bo rządy przeszły teraz w ręce kozackie. Muszą jednak najpierw wyciąć w pień wszystkich katolików. Uspokoiło to ludność prawosławną, która stanęła po stronie kozaków i pomagała w ściganiu katolików.

Usłużni opowiedzieli o Boboli, jako o wielkim szkodniku, który spowodował odstępstwo wielu od prawosławia. Poinformowali przy tym, że znajduje się w Peredyle, na dworze Przychockiego, dzierżawcy wsi Mohylna. Wtedy dowódca watahy posłał oddział kozaków z rozkazem uję­cia Boboli i doprowadzenia go do Janowa. O tym, co było dalej, niech jednak opowie sam autor dzieła, które stanowi podstawę tego opracowania, żeby w tym najważniejszym momencie nie kłamać parafrazą: Możliwe, że wieści o gwałtach w Janowie do­szły już do Peredyla i wskutek nich Bobola wsiadł na wóz, by się schronić gdzie indziej. W każdym razie pewnem jest, że kozacy dopadli go jeszcze w Peredyle, jadącego wozem. Woźnica Jan Domanowski rzucił lejce i zbiegi do lasu, Andrzej zaś pozostał na miejscu i polecając się Bogu, oddał się w ich ręce. Było już po połu­dniu. Kozacy powierzyli swe konie Jakubowi Czetwerynce i poczęli natychmiast „nawracać” Andrzeja na wiarę prawosławną. Namowy i groźby nie odniosły skutku, wobec tego obna­żyli go, przywiązali do płotu i skatowali nahajkami, poczem odwiązanego bili po twarzy, przyczem Andrzej postradał kilka zębów. Następnie związali mu ręce, umieścili go między dwoma końmi, do których go przytroczyli i ruszyli do Janowa. Kiedy w ciągu czterokilometrowego marszu Bobola opadał z sił, popędzali go nahajkami i lancami, po których pozostały dwie głę­bokie rany w lewem ramieniu od strony łopatki, prócz tego jedno cięcie, prawdopodobnie od sza­bli, na lewem ramieniu. Odarty z odzienia, pokryty sińcami i krwawiącemi ranami, odbył Andrzej swój wjazd triumfal­ny do Janowa, gdzie eskorta oddała go nie­zwłocznie w ręce starszyzny. Tu przyjęto go po­dobno szyderstwami i okrzykami:

Na rynku janowskim w pobliżu drogi, wiodą­cej do Ohowa, stała szopa Grzegorza Hołowejczyka, służąca za rzeźnię i jatkę. Wprowa­dzono tam Bobolę, rzucono go na stół rzeźnicki i uwiwszy wieniec z młodych gałęzi dębowych ściskano mu głowę. Następnie, wzywając go do porzucenia wiary katolickiej przypiekali mu cia­ło ogniem. Stałość Andrzeja doprowadzała ich do coraz większego okrucieństwa. Temi rękami Mszę odprawiasz, my cię lepiej urządzimy”, mie­li wołać do niego i wbijali mu drzazgi za paznok­cie.

2. HISTORIA KULTU

Pogrzeb Ojca Andrzeja był skromny. Ciało Męczennika pochowano w Kolegium Jezuitów w Pińsku. Kronikarz domu pińskiego w spisie zmarłych zamieścił notatkę: O. Andrzej Bobola w 1657 roku 16 maja zabity w Janowie – w najokrutniejszy sposób umęczony, wreszcie przeszyty, złożony przed wielkim ołtarzem.

Pierwszy życiorys Świętego spisany na życzenie Ojca Generała Zakonu Niekel’a ujmował najważniejsze daty i zdarzenia z życia. Być może dlatego, że Ojciec Bobola był czterdziestą dziewiątą ofiarą z Zakonu Jezuitów.

Jednak plany Boże, wobec tego Męczennika były inne. Po czterdziestu pięciu latach ponownie wrócono do tej trumny, w której został pochowany. Dlaczego? Bo sam Ojciec Bobola tego sobie zażyczył.

2.1 Początki kultu

Z końcem XVII wieku i w pierwszych dzie­sięcioleciach XVIII wieku wstrząsnęły całą Ko­roną i Litwą wydarzenia wielkiej wojny północnej. Prze­marsze, postoje, rekwizycje wojsk saskich, szwe­dzkich, rosyjskich i konfederackich pustoszyły kraj. Terenem, na którym działania wojenne do­szły do największego napięcia, były okolice Wilna i Pińska. Losy mieszkańców tych ziem dzieliły kolegia jezuickie.

Rządy kolegium pińskiego spoczywały od sty­cznia 1702 roku w rękach Marcina Godebskiego – człowieka nieugiętego charakteru, energicz­nego administratora i męża głębokiej nauki. Gdy niebezpieczeństwa zagrażające bytowi kolegium z każdym dniem wzrastały, Godebski popadł w pewnego rodzaju rozterkę duchową i przemyśliwał nad sposobami, jak uchronić kolegium i je­go domowników od nieszczęść, kogo uprosić na obrońcę, który by swoim potężnym ramieniem osłonił kolegium, lub przynajmniej osłabił siłę nadciągającej burzy. Trudno było coś postanowić w sytuacji rozbicia społeczeństwa na różne stron­nictwa i obozy. W tej beznadziejnej sytuacji Go­debski szukał natchnienia w modlitwie.

Modlitwy rektora sprawiły, że sam Bóg przy­szedł mu z pomocą. Kiedy po modlitwach wie­czornych w niedzielę 16 kwietnia 1702 roku zmęczony troskami Godebski ułożył się na spoczy­nek – ukazał mu się wtedy nieznany jezuita, z którego miłej i pociągającej twarzy biła jakby nieziemska jasność. Uczynił on najpierw Godebskiemu wyrzut, że szuka protektorów tam, gdzie  ich znaleźć niepodobna, i zapowiedzią iż on Andrzej Bobola, zamordowany przez Kozaków, otoczy kolegium opieką, pod warunkiem, że re­ktor poleci odszukać jego ciało, pochowane we wspólnej krypcie pod kościołem i umieści je od­dzielnie od innych. Po tych słowach Męczennik znikł.

Z rana polecił Godebski by przystąpiono do poszukiwań trumny Bo­boli. Natknięto się jednak na ogromne trudności. Okazało się bowiem, że – wskutek burzliwych dziejów kolegium i ustawicznych przesunięć per­sonalnych – nie było na miejscu nikogo z ucze­stników pogrzebu Boboli; nikt nie pamiętał daty jego śmierci ani miejsca złożenia trumny. Wszak już przeszło 40 lat spoczywały święte relikwie w zapomnieniu w podziemiach kościelnych. Poszukiwania w krypcie, zawalonej stosami trumien, prowadzono zupełnie bez planu, bo nie posiadano spisu pochowanych tutaj. Bezowocność dwudniowych poszukiwań wprawiła rektora i zakonników w zakłopotanie, z którego wybawił ich dopiero mieszczanin piński Józef Antoni Szczerbicki, przynosząc wieczorem 18 kwietnia znale­zioną przez siebie kartę z nazwiskami pochowa­nych pod kościołem, na której zanotowano: „O. Andrzej Bobola okrutnie zamordowany w Ja­nowie 16 maja 1657 przez niegodziwych Koza­ków; poddany wielu mękom, w końcu odarty ze skóry, pochowany przed wielkim ołtarzem”. W ten sposób dowiedziano się o dniu śmierci i miejscu złożenia trumny Boboli. Zakrystian świecki – Prokop Łukaszewicz zeznał w 1719 roku pod przysięgą, że w nocy z 18 na 19 kwiet­nia 1702 roku ukazał mu się w czasie snu Bo­bola i powiedział: Ciało moje znajduje się w ziemi, w rogu piwnicy, po lewej stronie, tam szukajcie, a znajdziecie.

W środę (19 IV) przystąpiono znowu pod oso­bistym kierunkiem Godebskiego do energicznych poszukiwań w miejscu wskazanym na wspomnia­nej karcie. Po trzech godzinach odkryto wresz­cie trumnę. Leżała na wskazanym miejscu, wko­pana w ziemię, z której widoczne było tylko wieko, a na nim krzyż i napis:  ,,O Andrzej Bobola TJ umęczony i zabity przez Kozaków”.

Radość z odnalezienia trumny Boboli szybko przeszła w wielkie zdumienie, gdy po zdjęciu wieka obecni zobaczyli, że ciało Męczennika, po­kryte warstwą kurzu, jest zupełnie dobrze za­chowane, bez oznak rozkładu i woni właściwej trupom. Ciało zachowało tak świeży wygląd, jak­by nie 45 lat temu, ale wczoraj było pochowane. Wyraźne były ślady tortur, rany rumieniły się, jakby od świeżej, choć skrzepłej krwi. Ciało do­kładnie oczyszczono, owinięto w nowe prześcieradło, okryto suknią i czarnym ornatem z adamaszku i przełożono do nowej trumny, którą umieszczono na rusztowaniu w środku krypty na­przeciw okna.

Wiadomość o odnalezieniu ciała Boboli, zacho­wanego od rozkładu, pomimo że przez 45 lat spo­czywało wśród rozkładających się trupów, w wil­gotnej, wskutek bliskości rzeki Piny, piwnicy, po­mimo głębokich i otwartych ran – rozeszła się szybko po okolicy. Tak rozpoczął się kult Mę­czennika. Mieszczanie Pińska i Janowa oraz oko­liczna ludność wiejska przypomniała sobie szyb­ko swego uwielbianego Apostoła i poczuła tłum­nie gromadzić się przy okienku krypty, gdzie ciało, złożone do nowej trumny, spoczywało na podwyższeniu. Gdy wieść o tym zdarzeniu rozeszła się po kraju, zaczęto dokładnie spisywać także inne ła­ski doznane od Pana Boga za przyczyną Andrze­ja Boboli, dołączając złożone pod przysięgą świa­dectwa zainteresowanych osób. Wszyscy bowiem byli przekonani, że nadejdzie chwila procesu bea­tyfikacyjnego Męczennika.

2.2. Rozwój kultu

Wobec wzrostu kultu Boboli i mnożenia się łask otrzymywanych za jego przyczyną – po­częto myśleć o wszczęciu kroków, zmierzających do wyniesienia Męczennika na ołtarze. Nie wia­domo, czy na prośbę jezuitów pińskich, czy też z własnej inicjatywy nadesłał unicki biskup pińsko-turowski Porfiriusz Kulczycki notarialne dokumenty, stanowiące bardzo cenne dowody na męczeństwo Boboli. Pierwszy z nich, sporządzo­ny 17 stycznia 1711 roku w Pińsku, to zaprzy­siężone zeznanie o torturach i męczeńskiej śmier­ci Andrzeja Boboli, złożone przed Kulczyckim przez naocznego świadka – archiprezbitera janowskiego Samuela Szalkę. Drugi dokument zawie­rał świadectwo chirurga janowskiego – Wolta Abrahamowicza o okolicznościach pojmania Bo­boli przez Kozaków i wyglądzie jego ciała po śmierci. Wiadomości o tym, co działo się w Pińsku około grobu Andrzeja Boboli, skłoniły biskupa łuckiego Aleksandra Wychowskiego do przy­bycia w roku 1712 do Pińska, ażeby naocznie przekonać się o wszystkim, co mu opowiadano i pisano w tym względzie. Biskup wysłuchał w Pińsku świadectw o łaskach otrzymanych dzię­ki wstawiennictwu Andrzeja Boboli i wraz z komisją dokonał oglądu ciała Męczennika. Komisja stwierdziła doskonałe zachowanie ciała od zepsu­cia, przełożyła je do nowej trumny zamykanej na kłódkę i przeniosła trumnę z dotychczasowego pomieszczenia z powrotem do podziemi pod za­krystią. Biskup przesłał akta wizytacji na ręce papieża Klemensa XI, a sam 2 października 1712 roku otworzył w swojej diecezji proces infor­macyjny. Śmierć Wychowskiego (1714) spo­wodowała kilkuletnią zwłokę w procesie, ale sam kult Męczennika począł zataczać coraz szersze kręgi.

Zawiadomiony o tym generał zakonu, Michał Tamburini, polecił przebywającemu w Rzymie je­zuicie polskiemu Janowi Dawidowiczowi zająć się sprawą beatyfikacji. W związku z tymi starania­mi powstały w tym czasie dokładniejsze relacje o życiu Boboli, jego śmierci męczeńskiej i roz­szerzającym się kulcie. W 1725 roku ogłoszono drukiem pierwszy życiorys Męczennika.

Następca biskupa Wychowskiego na stolicy łuckiej, Joachim Przebendowski, rozpoczął w 1719 roku w Pińsku drugi proces, a przekonawszy się o prawdziwości męczeństwa Andrzeja Boboli za wiarę, akta obydwu procesów wysłał do Rzymu. Prośbę Przebendowskiego o beatyfikację po­parł biskup wileński Konstanty Kazimierz Brzostowski, który w młodości swej znał osobiście Bobolę.

Dnia 2 marca 1720 roku Kongregacja Obrzę­dów, zbadawszy pieczęcie na aktach procesu łuckiego, otwarła paczkę z dokumentami i oddała je do zbadania specjalnej komisji. Sprawa jednak znów odwlekła się, gdyż ówczesny papież Klemens XI zmarł 19 marca 1721 roku. Krótki pontyfi­kat jego następcy – Innocentego XIII – nic pozwolił n u wznowienie sprawy beatyfikacji Bo­boli.

Nie ustawały supliki przesyłane z Polski do Stolicy Apostolskiej. O przyśpieszenie beatyfika­cji prosił papieża Benedykta XIII król August II w liście z 20 marca 1726 roku. Dzięki tym staraniom sprawa beatyfikacji ru­szyła raźniej z miejsca. W dniu 27 listopada 1728 roku Kongregacja rzymska orzekła, że są wystarczające dowody o sławie świętości, męczeństwie i cudach Sługi Bożego Andrzeja Boboli. W ślad za tym orzecze­niem papież Benedykt XIII wyznaczył więc nową specjalną komisję, która odtąd stale miała się zajmować sprawą Boboli. Komisja ta zatwierdzi­ła proces piński i zarządziła dwa zwyczajne pro­cesy apostolskie w Pińsku i w Wilnie.

Dnia 26 maja 1730 roku przystąpiono do szczegółowego zbadania ciała Męczennika. Ponieważ chodziło tu równocześnie o ustalenie przyczyn, dla których ciało zachowało się od zepsucia – wzięli udział w tym akcie lekarze. Po oglądnięciu i opisaniu krypty otwarto trumnę, wydobyto z niej ciało i złożono na stole nakrytym obrusem. Zmierzo­no rozmiary ciała i zbadano widoczne na nim rany. Wszystkie części ciała były miękkie, giętkie i elastyczne. Zapachu właściwego trupom nie od­czuwano. Lekarze poddali badaniu skrzepłą krew i przekonali się o jej prawdziwości. Po skończo­nych oględzinach odziano ciało w nowe szaty ka­płańskie i włożono je z powrotem do trumny, którą zamknięto na kłódkę. Na drugi dzień leka­rze zeznali pod przysięgą, że w takich wilgot­nych warunkach zachowanie się ciała Męczenni­ka od zepsucia można przypisać tylko siłom nad­przyrodzonym. Opinie ich włączono do aktów procesu.

Dnia 2 sierpnia 1736 roku odbyło się wstępne posiedzenie Kongregacji Obrzędów, na którym dyskutowano sprawę formalności procesów infor­macyjnych i apostolskich, odbytych w Pińsku, Ja­nowie i Wilnie. Dekret papieski z 17 sierpnia 1736 roku uprawomocnił decyzję Kongregacji. Odtąd rozpoczął się proces apostolski w Kon­gregacji Obrzędów, według starych zasad Kościo­ła, świeżo opracowanych i obostrzonych przez kardynała Prospera Lambertini, który 16 sierpnia 1740 roku został wybrany papieżem i przybrał imię Benedykt XIV. Nowy promotor wiary, kardynał Ludwik de Valentibus, poddał krytyce akta procesu i zażą­dał ich uzupełnienia. Podał też w wątpliwość prawdziwość męczeństwa Andrzeja Boboli za wia­rę. Postępowanie w procesie beatyfikacyjnym określone jest wieloma rygorystycznymi przepisa­mi. Kongregacja zajmująca się sprawami beaty­fikacji i kanonizacji z urzędu bardzo krytycznie odnosi się do wszystkich kandydatów na ołtarze i przedstawionych świadectw o nich. Odpieranie zarzutów kardynała de Valentibus, gromadzenie potrzebnych w tym celu dokumentów wymagało sporo czasu i niemało trudu od postulatora w sprawie beatyfikacji Andrzeja Boboli – Jó­zefa Luny. Ostatecznie sprawę tę zamknął dekret papieża Benedykta XIV z 9 lutego 1755 roku.

Do wznowienia procesu beatyfikacyjnego Boboli jednak nie doszło. Za rządów Klemensa XIII (zm. w 1769) i jego następcy – Klemensa XIV rady­kalne i. niebezpieczne dla katolicyzmu prądy przy­brały na sile i wytworzyły sytuację, w której Papieże, zaprzątnięci troską o losy Kościoła, nie mieli możności wiele czasu poświęcać sprawie wy­noszenia Sług Bożych na ołtarze. Inicjatywa ze strony jezuitów musiała też zaniknąć wobec cio­sów, jakie z roku na rok spadały na zakon. Wy­dalenie z Portugalii, zagłada we Francji, deporta­cja z Hiszpanii, Neapolu, Parmy i Malty, wreszcie ogólna kasata zakonu 21 lipca 1773 roku, przez Klemensa XIV – zwracały myśl ówczesnych je­zuitów w innym kierunku.

Tylko w Polsce, pomimo pierwszego rozbioru, wysuwano sprawę wznowienia procesu beatyfi­kacyjnego. Jednak Targowica, a wreszcie kolej­ne rozbiory, usuwające Polskę z mapy Europy, nie pozwoliły na podtrzymanie starań o beatyfi­kację Boboli, pomimo wielkiej popularności, ja­ką cieszył się on w narodzie polskim.

Ośrodkiem kultu stał się kościół jezuitów w Pińsku, w którego podziemiach spoczywało, nie tknięte zniszczeniem, ciało Męczennika. Niewiel­ka krypta nie mogła pomieścić wiernych, wypeł­niali oni ją po brzegi, zwartą ławą klęczeli na dziedzińcu, utrudniając dostęp z kolegium do ko­ścioła. Dla wygody pielgrzymów otwarto w 1731 roku zewnętrzne dojście z dziedzińca do krypty Męczennika, a w następnym roku przybudowano nad nim dach, wspierający się na czterech ko­lumnach.

Po kasacie zakonu jezuitów (1773) kult Mę­czennika chwilowo osłabł, zupełnie nie zagasł jednak nigdy. Dalsze jego dzieje łączą się ściśle z losami męczeńskiego ciała Boboli. Po kasacie zakonu przez kilka lat pozostało jeszcze na miejscu, w Pińsku, kilku jezuitów  w podeszłym wieku. Oni opiekowali się ciałem Męczennika. W 1784 roku król Polski Stanisław August Poniatowski w czasie swego pobytu w Pińsku od­dał unitom kościół pojezuicki, w którego krypcie znajdowało się ciało Męczennika, na katedrę. Du­chowieństwo unickie odniosło się do ciała Andrze­ja Boboli z wielką czcią. Troskliwa opieka unitów nie trwała jednak dłu­go. W roku 1793, po drugim rozbiorze Polski, Polesie wraz z Pińskiem zajęła Rosja. Caryca Ka­tarzyna II zniosła unicką diecezję w Pińsku, a jej katedrę wraz z grobem Męczennika oddała w rę­ce prawosławnych zakonników. Nowi gospodarze uszanowali relikwie Męczennika sprawy zjedno­czenia Kościołów. Później jednak, widząc że kult Boboli wcale nie ustaje i że nawet lud prawosła­wny modli się do niego, zamknięto kryptę i pla­nowano zakopać ciało Męczennika do ziemi. Wieść o tym, co dzieje się w Pińsku, dotarła do jezuitów na Białorusi.

Jezuici, zniesieni na całym świecie, zachowali się jednak w Rosji, gdyż Katarzyna II nie po­zwoliła w swoim państwie ogłosić papieskiego brewe kasacyjnego. Początkowo więc za milczą­cą, a potem wyraźną zgodą Stolicy Apostolskiej jezuici zatrzymali swe placówki na Białorusi i mo­gli nadal, tak jak przed kasatą zakonu, oddawać się pracom swego powołania; mógł także istnieć  wielki jezuicki zakład wychowawczy dla młodzie­ży w Połocku. Papież Pius VI, następca Klemen­sa XIV, zezwolił jezuitom na Białorusi prowa­dzić wspólne życie zakonne i wybrać przełożone­go generalnego, którym został Tadeusz Brzozowski. Wysłał on do cara Aleksandra I prośbę o ze­zwolenie na przeniesienie ciała Andrzeja Boboli Pińska do Połocka i pochowanie go pod kościo­łem jezuickim. 30 stycznia 1808 roku trumna Męczennika mogła już spocząć w krypcie kościoła jezuitów w Połocku.

Po przeniesieniu ciała Sługi Bożego, z Pińska do Połocka poczęli się jezuici białoruscy starać o doprowadzenie do końca jego beatyfikacji. Okoliczności nie sprzyjały ich zabiegom. Doku­menty beatyfikacyjne były rozproszone, utrudnio­ny był też przez rząd carski kontakt z Rzymem. Stopniowo udawało się jednak pokonywać te prze­szkody; sprawa wydawała się być na dobrej dro­dze. Ale wnet znowu pojawiły się nowe trudności. 13 lutego 1820 roku car Aleksander I wydał de­kret nakazujący jezuitom opuścić granice państwa rosyjskiego. Jezuici grupami przenoszą się z Białorusi do Galicji, wchodzącej w skład monarchii austro-węgierskiej. Kościół i kolegium jezuickie w Połocku rząd carski oddał pijarem, którzy w kolegium prowadzili szkołę (1822-1830) i opie­kowali się ciałem Męczennika. W 1830 roku pi­jarzy zostają wypędzeni; w kolegium urządzono szkołę kadecką, a kościół oddano prawosławnym.  W wyniku starań władz kościelnych ciało Męczen­nika zostało przeniesione 8 czerwca 1830 roku do kościoła dominikanów w Połocku.

Jezuici białoruscy po przybyciu do Galicji od razu rozpoczęli starania o wznowienie procesu beatyfikacyjnego. Papież odniósł się do prośby przychylnie i dekretem z 31 maja 1826 roku prze­kazał tę sprawę do Kongregacji Obrzędów.

2.3. Beatyfikacja i kanonizacja

Ostateczną decyzję ogłosił Pius IX 24 czerwca 1853 roku. Po wysłuchaniu w tym dniu Mszy św. pontyfikalnej w Bazylice Laterańskiej papież ogłosił wobec kardynałów, że „bez­piecznie można przystąpić do uroczystej beatyfi­kacji Wielebnego Andrzeja Boboli”, oraz polecił opracować brewe na tę uroczystość.

Uroczystość beatyfikacji Męczennika odbyła się w bazylice św. Piotra w Rzymie, dnia 30 paź­dziernika 1853 roku. Opisał ją naoczny świadek, ks. Kajsiewicz. Nad główną bramą bazyliki wi­dniał obraz Boboli przywiązanego do słupa i drę­czonego przez siepaczy, opatrzony odpowiednimi napisami. Cała bazylika była wewnątrz obita czer­wonym adamaszkiem ze złotymi galonami i frę­dzlami. Przed balustradą oddzielającą konfesję św. Piotra od reszty świątyni umieszczono na le­wym i prawym bocznym pilastrze napisy w ję­zyku łacińskim. Nad trybunami przygotowanymi dla chóru zawieszono obrazy przedstawiające ule­czenie Florkowskiej i Chmielnickiego. Nad kon­fesją św. Piotra widniał wizerunek Błogosławio­nego, na razie jeszcze zasłonięty. O godzinie 10 rozpoczęła się uroczystość. Do konfesji św. Piotra weszli członkowie Kongregacji Obrzędów. Postulator sprawy w krótkiej przemowie przed­stawił cnoty i męczeństwo Boboli i poprosił pre­fekta Kongregacji o ogłoszenie brewe beatyfika­cyjnego. Sekretarz Kongregacji stanął na mówni­cy odczytał brewe apostolskie. Na treść brewe złożył się krót­ki życiorys Męczennika, jego cnoty, śmierć za wiarę, cuda zawdzięczane jego wstawiennictwu, przebieg procesu beatyfikacyjnego, w końcu sam dekret: Dla tych powodów, pragnąc, by w tak cięż­kich czasach i wobec wielkiej liczby nieprzyja­ciół, wierni Chrystusa uzyskali nowy wzór, który­by wzmógł ich .odwagę w walce, skłaniając się do próśb całego Towarzystwa Jezusowego i opie­rając się na zdaniu WW. Braci Naszych, św. Ko­ścioła Rzymskiego kardynałów, członków Kongre­gacji Świętych Obrzędów, powagą apostolską, tym listem pozwalamy, tegoż Sługę Bożego Andrzeja Bobolę, kapłana profesa Towarzystwa Jezusowe­go, który za wiarą katolicką i dusz zbawienie poniósł męczeństwo, nazywać odtąd imieniem Bło­gosławionego i ciało jego oraz święte relikwie wy­stawiać na cześć publiczną.

4. Święty Andrzej Bobola

Po południu o godzinie 16 sam Ojciec św. Pius IX, przybrany w strój czerwony, w otocze­niu kardynałów i dworu przyszedł oddać cześć błogosławionemu Męczennikowi. Tak skończył się ten wielki dzień.

Gdy odbywała się uroczystość beatyfikacyjna, ciało Męczennika znajdowało się w kościele dominikanów w Połocku. Po powstaniu styczniowym Dominikanie musieli opuścić Połock, a kościół został przekazany kapłanom diecezjalnym, którzy zostali kustoszami Relikwii do 20 lipca 1922 roku. Wtedy to właśnie władze radzieckie zabrały je z kościoła w Połocku i przewiozły do Moskwy, gdzie zostały złożone w gmachu Wystawy Higienicznej Ludowego Komisariatu Zdrowia. Po licznych zabiegach Stolicy Apostolskiej zgodzono się na przywiezienie ciała Błogosławionego do Rzymu, a dniu 2 listopada 1922 roku. Trumna z relikwiami Andrzeja Boboli spoczęła w kaplicy Św. Matyldy na Watykanie, a od maja 1924 roku Ojciec św. przekazał relikwie jezuickiemu kościołowi al Gesu w Rzymie.

Sprawa kanonizacji rozpoczęła się 4 grudnia 1923 roku. Cuda uzdrowienia pani Idy Henryki Konopeckiej i siostry Alojzy Dobrzyńskiej ze Zgromadzenia Służebniczek Niepokalanego Poczęcia NMP uznane przez Kongregację Obrzędów stały się podstawą do ogłoszenia bł. Andrzeja, Świętym Kościoła. Kanonizacja odbyła się 17 kwietnia 1938 roku w Rzymie.

Przedłużeniem uroczystości kanonizacyjnych stał się tryumfalny przewóz relikwii św. Andrzeja z Rzymu do Polski w czerwcu 1938 roku. Złożono je w kaplicy księży jezuitów w Warszawie.

2.4. Kult św. Andrzeja Boboli w Strachocinie

Decydującym wydarzeniem związanym z kultem Świętego w Strachocinie są wydarzenie, które miały miejsce w tej parafii na plebani. Wiesław Kielar, krewny jednego z proboszczów w Strachocinie ks. Władysława Barcikowskiego 1912-1942 w książce: Nasze młode lata opisując pobyt u wujka na plebani u wujka zaznacza, że na plebani straszy. W późniejszych latach proboszczowie podobnie się wyrażali. Najwięcej ucierpiał ks. Ryszard Mucha, proboszcz w latach 1970-1984. Podobnych zjawisk doświadczyłem i ja w latach 1983-1987. Najważniejszy w tym jest finał, jaki miał miejsce w nocy 16/17 maja 1987, gdy wyraźnie dał się słyszeć głos: Jestem Andrzej Bobola. Zacznijcie mnie czcić w Strachocinie. Podejmując realizację tego wezwania – od tamtej nocy – nikt w Strachocinie na plebani się nie zjawia.

5. Relikwie Świętego w Strachocinie

Otrzymane relikwie z Warszawy od Jezuitów zostały uroczyście wprowadzone do kościoła parafialnego 16 maja 1988 roku. Uroczystościom wprowadzenia relikwii przewodniczył ks. bp Ignacy Tokarczuk, ordynariusz przemyski. Podczas kazania powiedział: Najmilsi, w dniu tak ważnym, historycznym wprost dla tutejszej parafii, modlimy się gorąco.. aby przez Jego wstawiennictwo obdarzył nas pokojem, obdarzył lepszą przyszłością, obdarzył czasami, kiedy będzie rządziła prawda, miłość, sprawiedliwość, pokój… Dzisiaj trzeba zaśpiewać: raduj się, Ziemio Strachocińska, raduj się Ziemio Sanocka, bo wydałaś wielkiego Świętego, wielkiego Męczennika, Wielkiego Bohatera i wielkiego Patrona.

6. Ołtarz św. Andrzeja Boboli w Strachocinie

Z powstaniem kultu św. Andrzeja w Strachocinie należy też wspomnieć inne ważne wydarzenie, które miało miejsce w tej parafii, a mianowicie erekcja pierwszego w Polsce Niepokalanowa Żeńskiego. 17 września 1988 roku wmurowano kamień węgielny pod klasztor Zgromadzenie Sióstr Rycerstwa Niepokalanej. Zgromadzenie to powstało w 1950 roku w Japonii. Założył je franciszkanin z Polski, Ojciec Mieczysław Mirochna, który w 1930 roku wyjechał ze św. Maksymilianem na misje.

7. Klasztor Sióstr Rycerstwa Niepokalanej w Strachocinie

Erekcja Zgromadzenia z Japonii, jak i kult św. Andrzeja Boboli w Strachocinie rodzi w sercach wiele pytań, na które nie można znaleźć wyczerpujących odpowiedzi. Ale warto postawić zasadnicze pytanie: Czy bez woli Bożej możliwe byłoby to, co wydarzyło się Strachocinie? Te dwa wydarzenia: powstanie kultu i pierwszego Niepokalanowa, są jakby dopełniającymi się działaniami Bożymi, które się przenikają i ku sobie prowadzą. Jedno jest pewne, że obecność sióstr w parafii jest pożyteczna dla rozwoju kultu, gdyż bez nich trudno by było zatroszczyć się o godziwą opiekę nam pielgrzymami, przybywającymi z całej Polski, aby modlić się w tutejszym kościele.

Gdy mówimy o rozwoju kultu nie sposób nie wspomnieć o dziennikarzach, których artykuły w różnych czasopismach informują czytelników o wydarzeniach w Strachocinie. Ponadto programy w TV, film o św. Andrzeju <Duszochwata>, patronat nad Akcją Katolicką w archidiecezji przemyskiej – przyczyniają się do rozwoju kultu św. Andrzeja Boboli w Strachocinie.

Pragnę zaznaczyć, że w tym roku zapisało się w księdze pamiątkowej ponad 700 grup pielgrzymkowych, a w skrzynce pozostawiono około 8000 próśb i podziękowań. Najważniejsze jest to, że kult św. Andrzeja Boboli w Strachocinie przyciąga coraz więcej pielgrzymów.

8. Pielgrzymka z Relikwiami na Bobolówkę

Przychodzą tu dlatego, że św. Andrzej stał się tu orędownikiem u Boga ludzkich problemów dotykających ciała i duszy. Uzdrowienia, nawrócenia, wyzwolenia ze zła, cudowne uleczenia.

Zresztą, czy możliwe by było to, co się dzieje w Strachocinie bez pomocy i obecności św. Andrzeja? Przyjedźcie i zobaczcie!

3. CZY BĘDZIE GŁÓWNYM PATRONEM POLSKI?

Polacy byli zawsze dumni, że mieli takiego syna. On był ich dumą, ale i ich troską zarazem! Polacy pragnęli, by ogłoszono go Świętym za to, jak żył, co czynił i co zniósł dla Chrystusa. Chcieli by znali go wszyscy wyznawcy Jezusa na całym świecie. Jego posłannictwo nie jest jeszcze zakończone. On chce być patronem Polski, a my mamy mu w tym pomóc. Jak? Trzeba się o to modlić. Jednak, by w tej intencji zanosić modlitwę do Boga, wpierw należy rozumieć odpowiedź na zasadnicze pytanie: Jaki ma sens uznania św. Andrzeja Boboli za głównego patrona Polski? Pamiętamy przecież, iż naszą główną patronką jest Maryja – Królowa Polski. Do Niej dołączyli dwaj inni święci: Wojciech i Stanisław. A zatem po co naszej Ojczyźnie potrzebny jeszcze jeden główny patron?

Sprawa patronatu św. Andrzeja Boboli, jako jednego z głównych patronów Polski pojawiła się już z chwilą odzyskania niepodległości przez Polskę. Powodem tego było przypomnienia wydarzenia, które miało miejsce w Wilnie w 1819 roku, kiedy to Bobola zjawił się Alojzemu Korzeniewskiemu, dominikanowi. „Pewnego wieczoru, przed udaniem się na spoczynek, modlił się przy otwartym oknie do Męczennika, powołując się na wcześniejszą nieznaną nam obietnicę co do odrodzenia Polski, i pytając, kiedy się to wreszcie spełni. Gdy po dłuższej modlitwie zamknął okno i zamierzał się położyć, ujrzał postać, która przedstawiła się jako Andrzej Bobola, po czym poleciła zaskoczonemu zakonnikowi jeszcze raz otworzyć okno i wyjrzeć przez nie. Zamiast znajomego widoku wirydarza wileńskiego klasztoru, o Korzeniewski zobaczył rozległą równinę, o której oznajmił, że to ziemia pińska, gdzie dostąpił „chwały cierpień męczeństwa za wiarę Chrystusową. Następnie Męczennik polecił spojrzeć ponownie, by znaleźć odpowiedź na stawiane mu pytanie. Teraz obraz się zmienił: równina była pokryta walczącymi zaciekle wojskami wielu narodów. Andrzej objaśnił: „Gdy skończy się wojna, którą widzisz, wtedy, królestwo Polski zostanie przywrócone przez miłosierdzie Boże, a ja zostanę w nim uznany jako główny patron”.

Patronat św. Andrzeja Boboli stał się aktualny, po znanym „Cudzie nad Wisłą”, który miał miejsce 15 sierpnia 1920 roku, w ostatnim dniu nowenny do św. Andrzeja odprawianej w Warszawie. Wtedy to biskupi polscy wysłali do papieża Benedykta XV pismo z gorącą prośbą o kanonizację błogosławionego Andrzeja i ogłoszenie go patronem odradzającej się Polski. Dali wyraz, że jego opieka ochroni nasz kraj od zagłady i przyczyni się do umocnienia wiary.

Po kanonizacji Andrzeja Boboli, która miała miejsce w Rzymie 17 IV 1938 roku biskupi polscy, w tym ówczesny Prymas August Hlond nazywali św. Andrzeja, patronem Polski. Z pewnością, gdyby nie wybuch następnej wojny światowej, św. Andrzej zostałby ogłoszony głównym patronem.

Gdy dziś powraca się do sprawy patronatu św. Andrzeja, mamy na uwadze Prymasa Tysiąclecia, który w czasach komunistycznych będąc uwięziony, napisał nowy akt Ślubów Jasnogórskich dla narodu w Komańczy, w dniu liturgicznego wspomnienia św. Andrzeja 16 maja (1956). Dopowiedzeniem, dlaczego w tym dniu zostały napisane Śluby jest modlitwa jaką odmawia Ruch Pomocników Matki Kościoła, który założył Prymas. „Święty Andrzeju Bobolo, Patronie Ślubów Jasnogórskich Narodu, módl się za nami”. Krajowy Duszpasterz tego Ruchu, ks. Józef Buchajewicz przypomina sobie wystąpienie Prymasa na spotkaniu Konsultorów Ruchu w 1977 roku, w którym wspomniał on, iż wybrał dzień 16 maja na napisanie Ślubów ze względu na wspomnienie św. Andrzeja Boboli.

9. Figura św. Andrzeja Boboli w Strachocinie

Postawione pytanie: czy naszej Ojczyźnie potrzeby jest jeszcze jeden patron główny, znajdujemy odpowiedź w tym co św. Andrzej czyni dla Ojczyzny na przestrzeni jej dziejów. Dziś, gdy szukamy jedności ekumenicznej, pojednania między narodami, odnowy sumień i serc Polaków zdeformowanych w minionych czasach systemu totalitarnego i pragniemy odnowić oblicze tej ziemi, angażując nowych ludzi, potrzeba nam przekonywującego bodźca który w tym wszystkim, by nam pomógł.

Aby był ład hierarchiczny w Polsce, patronuje temu św. Wojciech. Aby była ład moralny, patronuje temu św. Stanisław. Ale, by w Polsce był ład ekumeniczny i niepodległościowy, by dobrze układały się stosunki z narodami naszej Wschodniej granicy potrzeba nowego patrona, a nim byłby św. Andrzej Bobola, który dla tych sprawy oddał życie.

Troska o patronat św. Andrzeja Boboli w naszej Ojczyźnie, powinna być szczególnie widoczna w Strachocinie – miejscu urodzenia, Janowie Polskim – miejscu męczeństwa i Warszawie – miejscu przechowywania relikwii. Z tego też powodu, przekaz treści związanych ze Świętym rozpocząłem od tego, co dziś jest ważne, gdyż Episkopat Polski wzniósł pismo do Stolicy Apostolskiej, aby św. Andrzeja ogłoszono, głównym patronem Polski.

Źródło: http://www.ak.przemyska.pl/nasz_patron.html